„Spotkanie z zakochanym Jezusem”
Tradycyjnie 2 lutego obchodzimy święto Ofiarowania Pańskiego, wspominając udanie się Maryi i Józefa z maleńkim Jezusem do świątyni jerozolimskiej, by wypełnić wymogi Prawa. Od 1997 roku jest to także Światowy Dzień Życia Konsekrowanego. W tym dniu otaczamy naszą modlitwą osoby, które oddały się całkowicie na służbę Bożą.

Ta forma życia istniała w Kościele od pierwszych wieków i od początku wzbudzała pytania: jaki jest sens poświęcenia się tej młodej dziewczyny, tego młodego chłopaka? Dzisiejszy świat zdaje się jeszcze bardziej dobitnie pytać: czy to ma sens? A może to marnowanie życia? Jako młoda siostra zakonna, mająca 26 lat i będąca niespełna pięć lat w Zgromadzeniu Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, także spotykam się z takimi pytaniami.
Gdy zastanawiam się nad swoim powołaniem, mam poczucie, że udało mi się odnaleźć moją drogę życiową – pełną wyzwań, zachwytów, łask i trudów. Myśli o życiu zakonnym pojawiły się na początku liceum, wraz z podjęciem świadomej decyzji o życiu wiarą. Odkrywając miłość Chrystusa do mnie, postawiłam sobie pytanie: jak mogę na nią odpowiedzieć? I zrodziła się myśl: oddać wszystko. Lecz nie znałam wtedy bliżej żadnych sióstr i do tego miałam różne ambitne plany na przyszłość. Po maturze na Uniwersytecie w Białymstoku rozpoczęłam studia z filologii rosyjskiej o specjalizacji biznesowej, które to okazały się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Studiowałam coś co mnie niezwykle interesowało. Świetne osiągnięcia pomogły mi zdobyć kilka stypendiów, dzięki którym nie tylko stałam się niezależna od rodziny, ale także mogłam uzbierać pieniądze na samochód czy ciekawy wyjazd. Okres studiów był także czasem intensywnego zaangażowania we wspólnoty – Duszpasterstwo Akademickie i Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Podejmowane funkcje pozwoliły mi rozwinąć liczne umiejętności i talenty, poznać wielu ciekawych ludzi, nauczyć się odpowiedzialności i służby. To był też czas zrodzenia się wielu przyjaźni. Z ludźmi działającymi we wspólnotach mogłam pójść na imprezę, pizzę na mieście, ale też na mszę, adorację czy akcję charytatywną. Wszystko to wydawało się dawać radość i spełnienie. Jednak w pewnym momencie, wbrew opiniom „człowieka sukcesu”, poczułam przeraźliwą pustkę. Zdałam sobie sprawę, że owszem wszystkie te „akcje” mają wartość pozytywną, ale w moim życiu nie ma tego czegoś, nie ma dalszej perspektywy. Wówczas zdałam sobie sprawę, że to dobry moment, by rozeznać swoją drogę życiową. Od pewnego już czasu utrzymywałam kontakt z Siostrami z naszego Zgromadzenia. Wybór wydawał się prosty: albo decyduję się na życie zakonne i jestem super siostrą, albo szukam mężczyzny życia – męża i ojca przynajmniej trójki moich dzieci (w planie był też dom, kot i czarne Audi A6). Czas rozeznawania nie był łatwy: z jednej strony życie zakonne w niezrozumiały sposób pociągało mnie coraz bardziej, a z drugiej mnożyły się perspektywy – propozycja pracy w Warszawie, aspiracje naukowe, pojawił się chłopak „idealny”. Po roku wewnętrznego „szarpania się”, tuż po obronie licencjatu, pojawił się pełen spokój i decyzja: idę. Teraz albo nigdy! We wrześniu 2019 roku rozpoczęłam moją drogę zakonną. Kolejne lata formacji pomogły mi odkryć niezwykłą miłość Chrystusa. To, że On był wierny – nawet jeśli ja błądziłam, upadałam, gniewałam się na Niego czy w ogóle Go nie dostrzegłam. On był i troszczył się o mnie – przez ludzi, wspólnotę, wydarzenia. Na początku nowej drogi nieraz wracał żal za tym, co pozostawiłam. Zdałam sobie jednak sprawę, że nawet jeśli mi brakuje starego, to zyskałam to coś, a właściwie to spotkałam tego Kogoś. Odkrycie miłości Chrystusa i Jego łaskawości wobec mnie sprawiło, że nie mogłam pozostać obojętną na tę miłość. Zdałam sobie także sprawę, że poprzez złożenie ślubów oddaję się Komuś, Kto nigdy mnie nie zdradzi, nie zostawi, nie opuści. Błędy i słabości są po mojej stronie. Ja do końca życia będę poznawała Chrystusa tylko z tej niezwykłej. Aktualnie studiuję dziennie teologię, drugi rok na UKSW. Prowadzę wraz ze współsiostrą spotkania dla dziewcząt „Oto cała ja”, a także angażuję się w różnego rodzaju rekolekcje, obozy i spotkania dla młodzieży. Apostolstwo daje mi wiele radości.
Dzisiaj często słyszy się o tym, że droga życia konsekrowanego jest nieatrakcyjna dla młodych osób. Myślę, że to zdecydowanie błędnie postawiona teza, gdyż uderza w sedno sensu życia zakonnego. Oznaczałaby ona, że życie z Jezusem jest nieatrakcyjne! A przecież to ON jest odpowiedzią na wszelkie nasze poszukiwania. Papież Franciszek mówi, że ,,życie konsekrowane opiera się na jednej fundamentalnej idei: przeżywać do samej głębi wezwanie zakochanego Jezusa”. Dziś mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwą młodą osobą konsekrowaną. Czy jest to łatwa droga? Oczywiście, że nie – życie ślubami, we wspólnocie, zmaganie się z własnymi słabościami… Wszystko to, wobec spotkania z Miłującym Chrystusem, schodzi jednakże na dalszy plan. A jeśli chodzi o nieatrakcyjność, to może wynika ona po prostu z tego, że nie zawsze dość świadczymy o pięknie tego powołania, nieraz z powodu naszych ułomności niewystarczająco ukazujemy naszego Umiłowanego…
Dzień Życia Konsekrowanego to zaproszenie do modlitwy: o odwagę dla tych, których Pan powołuje do swej służby, o wierność dla tych, którzy kroczą drogą powołania, ale także o wrażliwość dla wszystkich wiernych, byśmy potrafili wesprzeć tych spośród nas, których Pan wezwie do wyłącznej służby – córkę lub syna, wnuczkę lub wnuka, przyjaciela lub przyjaciółkę.