Nie lękajcie się być dobrymi

Data: 21.11.2024 r., godz. 22.00    Liczba odwiedzających: 284
Kościół misyjny

Nie lękajcie się być dobrymi

W Rodzinie Misyjnej gościliśmy s. Anielę Milońską Misjonarkę Świętej Rodziny, która w Afryce pracuje już ponad 30 lat. Obecnie od kilku lat posługuje w Nairobi w stolicy Kenii. Siostra katechizuje w szkole, szczególnie z wielkim sercem jest oddana dzieciom i rodzinom najuboższym, których w Kenii jest więcej niż gdziekolwiek na świecie. Siostra zajmuje się Adopcją Serca, czyli adopcją na odległość dziecka afrykańskiego.

S. Aniela o Kenii i ludziach, wśród których żyje, mówiła z wielkim zachwytem: Przepiękny kraj, a ludzie są o otwartych sercach, zwłaszcza na „białą misjonarkę”. Od Siostry Anieli dowiedzieliśmy się, że dla Afrykańczyków posiadanie dzieci jest znakiem Bożego błogosławieństwa. Cenią sobie ojcostwo i macierzyństwo. Nie ma dzieci niechcianych i niczyich, całe plemię jest dużą rodziną.

Jedną z najbardziej praktykowanych wartości w Afryce jest „wielka rodzina”. Składa się ona nie tylko z biologicznych rodziców, lecz także z dziadków, wujków, ciotek, kuzynów i innych krewnych przynależących do linii drzewa rodzinnego, żyjących często w tej samej wiosce. Ojciec jest głową rodziny. W ich języku słowa takie jak: wujek, ciocia, siostrzeniec, bratanica, kuzyn nie istnieją, wystarczają słowa: ojciec, matka, brat i siostra. Dla Afrykańczyków rodzina jest święta. Dzięki niej człowiek żyje we wspólnocie z innymi. Jego świat zostaje uporządkowany, a on może liczyć na solidarność pozostałych członków klanu rodzinnego. Wszystko jest podzielone według płci, wieku i pozycji starszeństwa. Gościnność jest bardzo ważna i przybysze są mile widziani. Mogą się stać członkami wielkiej rodziny przez braterstwo krwi albo przez małżeństwo z członkami naszej grupy. Wielka rodzina jest odpowiedzialna za utrzymanie i wychowanie wszystkich”.

Relację ze spotkania przedstawią członkinie Rodziny Misyjnej.

s. Aniela.jpg (84 KB)

To, co mnie zafascynowało, w opowiadaniach Siostry z pracy na misjach, to powtarzane kilkakrotnie, zdanie: To moja rodzina, muszę im pomóc. Siostra opowiadała historię młodego mężczyzny, który pracował w banku w stolicy w Nairobi, ale jednocześnie z dumą mówił, że musi pomagać swojej rodzinie, która pozostała w rodzinnej wiosce oddalonej od Nairobi o kilkanaście kilometrów. Ta historia oraz kilka innych pokazały mi, jak ważna jest więź z rodziną i poczucie odpowiedzialności zarówno za rodzinę tę najbliższą, z którą żyjemy na co dzień, jak również (o ile nie bardziej) za tę, która jest oddalona o kilkanaście kilometrów od nas. W Kenii odpowiedzialność za rodzinę przejawia się poprzez fizyczną pomoc w postaci przekazywania pieniędzy, zakupu leków czy potrzebnych rzeczy. A w Polsce na czym polega odpowiedzialność za rodzinę? 
Katarzyna Karczewska

Legionowo, 14 października 2024 roku. Piękny jesienny wieczór. Słońce nieśmiało przypomina, że ten czas jeszcze należy do niego i delikatnie muska pędzący szary tłum poświatą uciekającego blasku. Wydobywa twarze z mroku zmęczenia, kładąc nad nimi smugi światłości. Biegnę, wtopiona w syte miasto, na spotkanie do domu zakonnego sióstr MSR i pozwalam swoim myślom urzeczonym jesienną chwilą na swobodę, która wiedzie je do Księgi Rodzaju: I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. I stała się światłość. I wiedział Bóg, że światłość była dobra. I nagłe olśnienie. Przecież Bóg także utkał światłość we mnie. Widział każdego z nas w swoim stworzeniu, zanim powiedział: Stań się. Czy moje światło ogrzewa choć jednego człowieka i rozjaśnia ciemność przed jego stopą, by w biegu życia nie utknęła na trwałe w jakieś rozpadlinie. Czy dziś podkręcę choć ociupinę knot w swojej lampie. Panie… powiedz. 
Z Rodziny Misyjnej

Na spotkanie Rodziny Misyjnej przybywa siostra Aniela, która wróciła z Kenii do Polski na leczenie. Ta wysoka, bardzo szczupła kobieta opowiada o swojej pracy misyjnej w Afryce, a w jej ustach trud przeogromnego wysiłku sióstr tam działających nabiera tylko wymiaru ogromnej miłości i światła tej miłości, bo innego tam przecież nie brak. Zamykam oczy i słucham. Widzę afrykańskie dzieci, które w ładnych jednakowych mundurkach (by nie było widać biedy) siadają w salkach, w których żadne z moich dzieci nie chciałoby się uczyć. Uczą się – każde z nich szczęśliwe, że jest tym wybrańcem zaadoptowanym finansowo i modlitewnie przez osobą z innego kraju, najczęściej z Polski. Adopcja takiego malca pozwoli mu zjeść jeden posiłek dziennie i skończyć szkołę, a przez to zdobyć pracę w mieście, zaś praca przyniesie mu wynagrodzenie, za które kupi sobie ubranie adekwatne do pracy i miejsce do spania w slumsach na przedmieściu (w Europie nazywa się to związkiem przyczynowo-skutkowym, by złagodzić jego wydźwięk emocjonalny i nie wzruszyć zbytnio wrażliwszej strony konsumpcyjnego człowieka). Pozostałe pieniądze są dla rodziny na wsi. Będą mieli za co kupić jedzenie. Nie będą głodni. Dziś mają tyko jedną kozę i piją po odrobinie mleka wieczorem, by mogli zasnąć i dotrwać do rana. A jutro…? Jutro może ktoś za odrobinę jedzenia da im jakąś pracę lub ktoś inny w swoim braku podzieli się żywnością…

Marzenie każdego dziecka! Mieć możliwość pracy i dzielić się prawie wszystkimi jej owocami z innymi. Jakże jest szczęśliwe, mając taką perspektywę! Świat ten ziemski jest dziwny i czasami niezrozumiały w swych absurdach – dzieci w Kenii mogą być głodne, ale by mogły się uczyć, muszą mieć salę komputerową, bo inaczej siostry nie dostaną zezwolenia na prowadzenie placówki oświatowo-wychowawczej z jednym posiłkiem dziennie, na który składa się garść kukurydzy, fasoli i miejscowych jadalnych liści. Ale każdy z nas może pomóc choć jednemu dziecku, a jak powiedział Jezus: kto przyjąłby choć jedno dziecko w Imię Moje – Mnie przyjmuje. Adopcja dziecka to wydatek 1000 zł rocznie. Można wpłacać jednorazowo lub miesięcznie. Można rozpalić swoje światło miłości przed jedną osobą, a ona od tego zarzewia ogrzeje kilka innych. Nie lękaj się być światłem wydobywającym z głodu i nędzy duchowej! 
Ania z Rodziny Misyjnej

Autor: s. Kryspina Janecka MSF