Miłość od początku do końca
Ponad połowa Wielkiego Postu już za nami. Właściwie stoimy na progu wydarzeń Męki i Zmartwychwstania. W naszym życiu usłyszeliśmy już wiele homilii na ten temat, przeczytaliśmy wiele medytacji. A jednocześnie czujemy niewystarczalność i ograniczoność naszego języka. Czujemy, że nie da się oddać w pełni tajemnicy miłości Boga wyrażonej przez uniżenie i krzyż.
Bł. Bolesława Lament w swoich pismach wiele uwagi poświęcała tajemnicy męki i krzyża Chrystusa. Podkreślała znaczenie Ofiary Jezusa. Jednak nie chodziło tylko o patrzenie i rozmyślanie. Dla Matki Bolesławy te wydarzenia miały konkretne przełożenie na jej styl życia, na jej codzienność. Wiązała to mocno z duchem modlitwy wynagradzającej. U niej wszystko zdawało się był pełne, kompleksowe, od początku do końca.
Przede wszystkim bł. Bolesława patrzyła na całe życie Chrystusa w perspektywie Odkupienia. Nie oddzielała wydarzeń dzieciństwa, publicznej działalności i męki. A już z pewnością była odległa od pewnych interpretacji (jakie dziś czasem się pojawiają) jakby wydarzenia Paschalne były ,,wypadkową” knowań faryzeuszów i zdrady Judasza. Jak zapisała: Wchodząc na ten świat, Jezus widział całą sumę cierpień, upokorzeń, zniewag i obelg, które Go czekały od żłóbka aż do krzyża: zgodził się i przyjął cały ten program, mówiąc do Ojca: Oto idę. Był to początkowy akt ofiary, ale zawierał w sobie zasadniczo całą ofiarę Chrystusową; od Niego ona się rozpoczęła i całe życie Zbawiciela było ciągłym składaniem tej ofiary. Kiedy Jezus miał oddać na krzyżu ostatnie tchnienie, rzekł: Wykonało się – rozumiemy teraz, że to słowo obejmuje nie tylko dokonanie cierpień Męki, ale wykonanie całego programu ofiary. To końcowe: Wykonało się jest jakby ostatnim echem początkowego: Oto idę.
Matka Lament ukazuje nam, że całe życie Jezusa - od początku do końca - miało charakter odkupieńczy. Chrystus w pełni świadomie ofiarował nam wszystko i przyjął wszystko. Ofiara Pana naszego jest jedyna; jest doskonała w swoim trwaniu, doskonała również w swej pełności, bo Chrystus całego siebie ofiarował: Samego siebie ofiarował·, a ofiarował aż do ostatniej kropli krwi, aż do spełnienia najdrobniejszego proroctwa, do spełnienia wszelkiej woli Ojca.
Chrystus w swej miłości jest wierny od początku do końca. Oddaje się nam, każdemu z nas, całkowicie i bez zastrzeżeń. Niczego nie odmówił, niczego nie oszczędził. Kontemplacja tej prawdy powinna nas prowadzić ku dziękczynieniu i uwielbieniu Chrystusa za Jego nieskończoną miłość ku nam. Jeśli jednak wnikniemy głęboko w tę tajemnicę, a właściwie to pozwolimy jej przeniknąć nasze serce i dusze, to nie zatrzymamy się tylko na ,,rozmyślaniu”. Popchnie to nas do podjęcia próby (z pewnością nieudolnej, pełnej słabości i niepowodzeń) naśladowania Mistrza.
Bł. Bolesława nie była osoba pisząca takie słowa teoretycznie. Ona tymi słowami żyła. A dokładniej, to co nam poleca, wypływało z jej osobistego życia wiarą – na kolanach i w codzienności. Doświadczyła utraty bliskich, wojen, straty dóbr zakonnych, trudu rozeznawania woli Bożej a na koniec życia cierpienia fizycznego wywołanego paraliżem. Dlatego mogła napisać: Trzeba przekonać nieprzebrane zastępy cierpiących, dźwigających ciężki krzyż życia, że jeśli się zgodzą z wolą Bożą (…), wówczas konanie ich fizyczne lub moralne da im moc nawracania i zdobywania dusz, jakiej nie posiadali najwięksi kaznodzieje i mistrze życia duchownego.
Bolesława wierzyła w moc ,,apostolstwa” cierpienia. Sama posiadała olbrzymi talent głoszenia, organizowania, bycia z ludźmi. Jednak wszystko to było harmonijne związane z przeżywanie jej codzienności pełnej normalnych obowiązków, trudów, cierpień. Miała głębokie przekonanie, że te zwykłe krzyże maja większą moc zdobywania dusz, niż wielkie konferencje czy misje: Często słyszy się i mówi, że cierpienie jest środkiem oczyszczającym, że jest rodzajem sakramentu, który nas czyni miłymi Bogu, pobudza do modlitwy, dokonuje osobistego naszego uświęcenia. Za mało się jednak mówi o przedziwnej potędze cierpienia jako czynnym i owocnym apostolstwie. Należy bowiem rozważać cierpienie nie tylko pod względem osobistej chwały i zasługi cierpiącego, lecz przede wszystkim pod względem jego owocności i zbawczej potęgi dla tych, których trzeba nawracać. Cierpienie to najcudowniejsze kazanie, to misja najskuteczniejsza!
Wiem Drogi Czytelniku, że możesz teraz poczuć: lęk, dystans a może niemożność. Bo nie jesteś gotów, nie chcesz... Całkowicie rozumiem Twoje odczucia. Jednak Matka Lament doszła do tych przemyśleń pod wpływem całej drogi życia - przez lata głębokiej wiary, modlitwy i wielu łask. Nie była też oderwaną od życia siostrą zakonną, lecz będąc blisko ludzi (tych blisko i tych z dala od Kościoła) wskazywała na codzienność! Nie od razu na wielkie krzyże, które mogą nas przygnieść. Lecz na krzyże naszej codzienności, na powszechność i dostępność tej drogi dla każdego: Nie każdy może posiadać dar wymowy, albo wielką wiedzę, nie każdy może dokonywać jakichś czynów nadzwyczajnych: lecz każdy: stary i młody, biedny i bogaty, kapłan i człowiek świecki, odradzać może dusze, oświecać błędne sumienia, wskrzeszać ze śmierci grzechu do życia łaski – a to tylko przez ofiarowanie z miłości codziennych prac, trosk swych i cierpień.
Drogi Czytelniku, ufam, iż nie poczujesz się ,,przygnieciony wzniosłością” tego tekstu. Mam nadzieję, że raczej przez bł. Bolesławę, poczujesz się zaproszony do kontemplacji miłości od początku do końca w życiu Chrystusa. Przeżywając piękne Triduum Paschalne w naszej parafii spojrzysz na te wydarzenia, jako na punkt kulminacyjny wyrazu umiłował do końca naszego Mistrza. I poczujesz się zaproszony do refleksji nad swoją miłością. Zdaje się, że zmorą naszych czasów jest brak stałości i wierności. Niech te święte dni będą momentem refleksji: czy kocham od początku do końca? W codzienności, w obowiązkach, w rodzinie, w moim powołaniu…? Życzę nam wszystkim odwagi w odpowiedzi na te pytania. I nie tylko w stawaniu w prawdzie, ale przede wszystkim w odpowiadaniu naszym życiem! I bez obaw… nie można wyprzedzić Go w hojności! Dawać siebie, to znaczy oddać się bez zastrzeżeń i niepodzielnie, oddać swoją miłość, oddać ją całkowicie – pisała bł. Bolesława.- W jakiej mierze? … bez miary! W miłości do Jezusa, nikt nie może przesadzać. Gdyby On zakreślał granicę swej miłości, czy pomyślałby o Krzyżu, o Eucharystii?