Chwała Panu
Dla młodego chłopaka, który wchodził w dorosłość bez ojca, przeżył pierwsze poważne zawody miłosne i niestety posmakował niektórych używek tego świata, oaza młodzieżowa Ruchu Światło-Życie była ratunkiem prosto od Pana Boga.
Nie pamiętam w jakich okolicznościach dokładnie i kiedy trafiłem do wspólnoty, ale były to lata między rokiem 1996 a 2000. Kończyłem szkołę średnią i nastała pustka, nie wiedziałem, co dalej robić ze swoim życiem. Zanim znalazłem się w oazie, poznałem już przyjemności beztroskiego życia nastolatka – raczej dalekiego od nauki Pana Jezusa. Po tym, jak zmarł mój tata i sam mogłem o sobie decydować, myślałem, że jestem panem swojego życia. Szybko okazało się jednak, że każda przyjemność jest krótkotrwała i pozostaje po niej niesmak oraz brak nadziei na jutro.
Wtedy właśnie trafiłem do parafialnej wspólnoty młodzieżowej. Oaza Ruchu Światło-Życie pod opieką księdza Mirosława Gawrysia była prężna, duża i promieniowała radością. Wszyscy żyli Panem Bogiem, wspólną modlitwą w Wieczerniku naszego kościoła i wyjazdami na Oazy Modlitwy – najczęściej do domu rekolekcyjnego w Warszawie Choszczówce. Odzyskałem wtedy nadzieję, że moje życie nie zostanie zmarnowane. Uwierzyłem, że poradzę sobie w dorosłości i że nie jestem na tym świecie sam.
Poznałem wielu młodych ludzi z całego Legionowa. Razem budowaliśmy naszą pewność siebie, patrząc na siebie nawzajem i słuchając świadectw o tym, jak Pan Bóg działa w naszym życiu. We wspólnocie przeżywaliśmy wszystkie święta, bawiąc się razem w duchu nowej kultury – na bezalkoholowych agapach (ucztach miłości) w Wieczerniku albo na balu karnawałowym w Wiśniewie. Oaza stała się ważną częścią mojego życia, które dzięki niej stało się pełne, radosne i piękne. Przede wszystkim w mojej codzienności był obecny Pan Bóg oraz była wiara w to, że Pan Jezus kocha mnie i innych młodych – poszukujących miłości ludzi.
Cudownym czasem były 14-dniowe rekolekcje wakacyjne pierwszego stopnia w Czarnej Górze, gdzie nasza oaza parafialna rozkwitła i ci, którzy wtedy tam pojechali, jeszcze bardziej zżyli się ze sobą. Poznaliśmy młodzież z innych oaz naszej diecezji i wspólnota stała się jeszcze bardziej żywa. To w tamtym czasie tworzyliśmy w naszej parafii scholę młodzieżową i śpiewem uwielbialiśmy Pana Boga. Oprawialiśmy muzycznie jedną z niedzielnych mszy świętych.
Ludzie ze wspólnoty tworzyli zgraną grupę znajomych. Spotykaliśmy się również towarzysko, co wpływało na nasze stosunki społeczne i rozwój kulturalny. Umawialiśmy się na przykład na grę w siatkówkę. Na terenie parafii, przy wikariatce, urządzaliśmy z księdzem Mirkiem ogniska. Siedzieliśmy przy ogniu i piekliśmy kiełbaski. Ksiądz grał na gitarze, a my wszyscy śpiewaliśmy oazowe piosenki religijne oraz przeboje rockowe z tamtych lat.
Nasz moderator był wtedy dla mnie bardzo ważny. Pokazywał, że chrześcijanin nie musi być smutny i umartwiać się tylko na modlitwie. Ksiądz Gawryś uczył nas łączyć pobożność i sferę duchową z życiem codziennym. Jako fascynat muzyki i kina, często organizował wspólne wieczory, żeby razem posłuchać muzyki albo obejrzeć jakiś koncert czy film na video. Uwielbiał robić zdjęcia przyrody, która nas otaczała. Bardzo lubił chodzić po górach i często pokazywał nam fotografie widoków ze swoich wędrówek. Dla mnie było to niesamowitą zachętą, aby też szukać własnego hobby, odkrywać swoje talenty i robić w życiu to, co lubię. Budziło to we mnie chęć dzielenia się swoimi zdolnościami i radością z innymi ludźmi, na chwałę Bożą.
Jestem pewny, że moje życie w czasie, gdy byłem w młodzieżowej wspólnocie oazowej Ruchu Światło-Życie było wspaniałe. Często z tęsknotą wspominam ten czas. Pan Jezus na pewno wykorzystał ten etap mojego istnienia, aby trwale zamieszkać w moim życiu i sercu. Przez ludzi, których postawił wtedy na mojej drodze, stał się moim Panem i Zbawicielem. Myślę, że waśnie ten – w sumie krótki moment – wpłynął na resztę mojego życia. Wywołał niepohamowane pragnienie pozostania we wspólnocie Kościoła i założenia rodziny chrześcijańskiej. Dbania o ciągłą formację w Ruchu Światło-Życie, w jego rodzinnej gałęzi jaką jest Domowy Kościół.
Za te wszystkie doświadczenia i dary Ducha Świętego chwała Panu.