Wspomnienie o Prymasie

Data: 27.08.2023 r., godz. 14.45    Liczba odwiedzających: 147
Stefanie kardynale Wyszyńskim

Wspomnienie o Prymasie Stefanie Wyszyńskim. W odpowiedzi na beatyfikację Prymasa Kardynała Wyszyńskiego pragnę napisać moje wspomnienia związane z Prymasem.

Najwcześniejsze wspomnienie to z 1956 r. Wtedy pamiętam inną niż zwykle atmosferę w naszym domu, na wsi, w Dąbrowicy, obecnie w zamojskim. Powodem była wiadomość, że rząd wypuścił Prymasa z więzienia. Inną atmosferą nazywam teraz pewną ulgę, uspokojenie rodziców, zadowolenie, szczególnie widoczne u mamy. Kiedy przyszedłem na świat w 1948 r. moim biskupem lubelskim był niedawno wyświęcony bp Wyszyński. Od początku mojego życia modlił się za mnie i pracował dla mnie i dla mojej rodziny a ja długo tego nie wiedziałem a doświadczałem dobrych owoców jego biskupiej służby. Inne najstarsze wspomnienia z tamtych lat to listy Prymasa czytane na Mszach w naszym parafialnym kościele w Puszczy Solskiej, obecnie w Biłgoraju obecnie diecezji zamojskiej. Puszcza Solska to moja pierwsza parafia i osada z czasów mojego dzieciństwa, potem została dołączona do miasta Biłgoraja. Był to czas mojej szkoły podstawowej. Wiadomości miałem też z „Tygodnika Powszechnego” prenumerowanego przez mamę. Czytane były przez mamę i ja coś dobrego o Prymasie czytałem. Pamiętam w tym tygodniku korespondencje bpa Karola Wojtyły z jego uczestnictwa w Soborze Watykańskim II w latach 60-tych. Z ciekawością je czytałem. Pisał w ciekawy sposób o aktywnym uczestniczeniu Prymasa na Soborze. Pamiętam widok tytułu korespondencji na pierwszej stronie tygodnika. Mama miała duży szacunek i zaufanie do Prymasa. I to dobrze wpływało na mnie. Prymas pisał do nas listy pasterskie a w nich zwracał się do nas: „Umiłowane dzieci Boże. Dzieci moje.” Wtedy wydawało się mi to niezwykłe i raczej niezrozumiałe. Poza Prymasem nikt tak do nas się nie zwracał. Dzisiaj, gdy czuję się dzieckiem Bożym, wierząc już w miłość Pana Boga do mnie, takie nazywanie nas uważam za wspaniałomyślnie, za przejaw dobroci Prymasa do nas. Także przejaw dobroci Boga Ojca działającego przez Prymasa. A było to w czasie walki władz komunistycznych z Kościołem, z Prymasem, z nami.

Na przygotowanie do 1000 - lecia chrztu Polski w tzw. kościółku pw. św. Jerzego w Biłgoraju razem z innymi przyrzekałem Bogu walkę z wadami narodowymi. Jakże wtedy nie znałem swoich wad. I miałem bardzo słabe pojęcie naszych wad narodowych. Przyrzeczenia to były Sluby Jasnogórskie, to Prymasa pomoc Polsce, Kościołowi, rodzinie naszej, mnie. Ten mały kościółek od zawsze lubiłem i tam wstępowałem kiedy przyjeżdżałem do Biłgoraja.  Tam przez 4 lata w LO miałem katechezę  lubianym księdzem Furmaniakiem.  Od tamtego czasu w wielu kościołach widuję powieszone i oprawione pięknie przyrzeczenia nazwane uroczyście Slubami. Niedawno, w rocznicę 1050 - lecia chrztu Polski ponownie ponawialiśmy te przyrzeczenia Jasnogórskie. Stopniowo coraz bardziej poznaję i przekonuję się o wielkiej ważności życiowej i dobrodziejstwie tych przyrzeczeń. Ważności dla siebie, dla rodziny, dla naszego Kościoła, dla Polski. Dopiero po wielu latach rozpoznaję swoje wymieniane tam wady i staram się wypełnić te przyrzeczenia. Do całkowitego wypełnienia bardzo mi daleko.  Inną wielką inicjatywą Prymasa były spotkania we wszystkich katolickich domach przy obrazie Matki Bożej Częstochowskiej. Kiedy Maryja z Częstochowy z Jezusem na rękach w sławnym obrazie odwiedzała naszą parafie w Puszczy Solskiej, przyszła i do naszego rodzinnego domu w Dąbrowicy. Mama była główną organizatorką i przewodniczką w modlitwie. Ona, niezaprawiona i nieśmiała do wystąpień publicznych przed większą grupą ludzi, wtedy mocnym głosem z żywą wiarą przewodniczyła naszej modlitwie. Było nas w domu bardzo wiele jak nigdy wcześniej. Nie mieściliśmy się w pokoju. Wiele sąsiadów klęczało w kuchni i w sieni. Potem widziałem mamę z promienną twarzą. Dziwiła się, że potrafiła tak spokojnie, z mocą przewodniczyć nam w modlitwie.

W liceum, chyba w ostatniej klasie, dyrektor wezwał nas, wszystkich uczniów na korytarz. I to jak nigdy, przed pierwszą lekcją. Słyszałem od dyrektora, że Episkopat wtrąca się do polityki, bo napisał list do Niemców z przeprosinami. Mówił tonem krzyku, gniewliwego protestu. Pamiętam niezwykle poważną, zmienioną atmosferę pośród nas uczniów niespodziewanie zwołanych przed lekcjami i ściśniętych na wąskim korytarzu. Wewnętrznie nie zgadzałem się z dyrektorem. Rozeszliśmy się do klas w milczeniu.

W czasie studiów, chyba na pierwszym roku, pojechałem kiedyś do kościoła akademickiego św. Anny na kazanie Prymasa dla młodzieży akademickiej. Prymas kazanie mówił z ambony, co wtedy było powszechne. Był dobrze widoczny. Dobrze zapamiętałem jego postawę, bardzo niezwykłą, z bijącym majestatem, z jasnym i mocnym głosem. Mówił całym sobą, wyrazem twarzy, gestami, zachowaniem. Co mówił, nic nie przypominam sobie! Zostało w pamięci poczucie, które dawał, że my studenci dla niego jesteśmy ważni, cenni. Chciał specjalnie nas i mnie zaprosić na Msze i powiedzieć nam, co wg niego dla nas było potrzebne i ważne.  

Jakiś czas potem przeczytałem na mojej uczelni ATK zaproszenie Prymasa na tłusty czwartek do jego rezydencji na Miodowej. Siedzieliśmy w długiej sali przy jednym stole. Było dużo pączków. Prymas uśmiechnięty, bardzo pogodny, chodził koło nas i serdecznie zapraszał do jedzenia pączków. Z humorem mówił, że u niego pączki nie zdrożały. A był to czas niedawno ogłoszonych przez rząd podwyżek na żywność.

Moja uczelnia była państwowa i kościelna, co było bardzo niezwykłe w całym bloku socjalistycznym. Opiekunem jej, wielkim kanclerzem ze strony Kościoła był Prymas Wyszyński. Pamiętam jego widok gdy przyjechał do uczelni na rozpoczęcie roku akademickiego.  Szedł z podniesioną głową, dostojnym krokiem. Byłem pod jego dobrym wrażeniem. Nie umiałem jego głębiej przyjąć. Obecnie moja dawna Akademia, UKSW wspaniale rozwija się. Od wielu lat jest Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Wiele lat potem w końcu maja 1981 r., gdy mieszkałem w Skierniewicach byłem z moją grupą modlitewną odnowy w Duchu „Siloe” w Wesołej pod Warszawą, na Dniu Skupienia. Była, jak to zwykle bywało na takich spotkaniach, modlitwa charyzmatyczna, ze śpiewem w językach, z proroctwem. Przewodniczył ks. Andrzej Grefkowicz, nasz duszpasterz.  Zaczęliśmy modlitwę za ks. Prymasa, wtedy ciężko chorego. Szybko ks. Andrzej zatrzymał tą intencję modlitwy o jego zdrowie i z niezwykłą pewnością wiary wezwał nas do modlitwy dziękczynnej za życie Prymasa i za jego wielkie dzieło, które nam zostawia. Powiedział, że teraz czas na inną modlitwę niż prośba o jego zdrowie. Czas prosić o naszą otwartość i zdolność przyjęcia nauczania, całego dzieła Prymasa Wyszyńskiego. Wezwanie to jest dla mnie wciąż aktualne. Wieczorem albo następnego dnia dowiedzieliśmy się, że Prymas zmarł tego wieczora, w którym modliliśmy się. Był to dla mnie mocny i jasny znak działania Ducha Świętego pośród nas, działania łaski przez ks. Andrzeja. Kiedy trumna z ciałem Prymasa była wystawiona w kaplicy prymasowskiej mieliśmy od ks. Andrzeja zaproszenie i zachętę na nocne czuwanie przy trumnie Prymasa. Nie zdobyłem się na to. Koledzy, którzy czuwali przy trumnie w nocy oraz ks. Andrzej mówili potem jak byli bardzo poruszeni tym doświadczeniem czuwania. Niedługo potem od Majki Oprzędek, która była jedną z świeckich zakonnic Instytutu Prymasowskiego, usłyszeliśmy świadectwo z czuwania przy Prymasie w ostatnich godzinach jego życia. Mówiła nam, że Prymas w ostatnich godzinach był niezwykle spokojny, pokorny. W cierpieniu na łożu śmierci pozostawał w postawie ciała podobny do baranka idącego na śmierć.  Mówiła, że modlitwa z wiarą kilkoro ich najbliższych była na jego prośbę i była potrzebna Prymasowi. I jest potrzebna każdemu, kto jest bliski śmierci i gdy umiera. Bo gdy zbliża się śmierć zwykle jest walka duchowa. Majka ta bywała czasem na naszych spotkaniach modlitewnych. Znała moją żonę i mnie. W jesieni 1982 r. obie spotkały się w Kurii, która złączona jest jedną budowlą z Pałacem Prymasowskim i tam dała mój adres żonie. Dzięki niej żona szukając psychologa do pracy w ośrodku dla uzależnionych od alkoholu mnie znalazła w Domu dla Bezdomnych w Jabłonnie.  I tak poznaliśmy się.

Kiedy zmarł papież Jan Paweł I przeczytałem wypowiedź Prymasa, że aktualne jest słowo Boże jednego z proroków ST: „ Myśli Moje nie są waszymi myślami a drogi Moje nie są drogami waszymi.” Zauważałem wtedy pokorę Prymasa w tym publicznym przyznaniu się do swojej pomyłki w oczekiwaniach, co do zmarłego niedługo po wyborze papieża Jana Pawła I.

Kiedy powstał NSZZ Solidarność, o potrzebie zmian w polityce społeczno-gospodarczej czytałem kilka rad Prymasa, m. in. mniej dóbr wywozić za granicę a więcej zostawić w swoim państwie. Także stwierdzenie, że obecnie wszystkie państwa w jakiś sposób są zależnie od siebie nawzajem. To realistyczne patrzenie Prymasa na sytuacje miedzy państwową dotąd jest mi pomocne w myśleniu o niezależności i zależności Polski od sąsiadów i od wielkich mocarstw. Pomagało mi i wciąż pomaga ze zrozumieniem śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam dać Panie” oraz „pobłogosław Panie.” Pamiętam, że Prymas jednoznacznie popierał postulaty związkowe i społeczne ruchu społecznego Solidarność. Wysłał swojego doradcę świeckiego. Wzywał do pokojowego rozwiązania konfliktu miedzy państwową władzą a strajkującymi robotnicy i większością odważnego zdrowego moralnie polskiego społeczeństwa. A był to czas dużego napięcia, niepokoju społecznego.

Pamiętam z oglądania w TV transmitowane na cały świat spotkanie Prymasa z nowo wybranym papieżem Janem Pawłem II. Prymas podchodzi i klęka przed papieżem. A papież wstaje z tronu i klęka przed Prymasem! Widocznie obejmują się nawzajem. Co za wieka przyjaźń i pokora u nich!

Kiedyś w Kurii Biskupiej byłem na spotkaniu dotyczącym działalności trzeźwościowej. Ksiądz z ramienia Episkopatu mówił o przesłaniu Prymasa Wyszyńskiego do nas: „ Przez dobrowolną abstynencje wielu, do umiarkowania wszystkich.” Wtedy, z doświadczeniem paru wstydliwych nadużyć alkoholu, zmagałem się o picie z umiarem albo o całkowitą abstynencją. To przesłanie Prymasa było mi pomocą w podjęciu okresowej a potem trwałej abstynencji i uczeniu się cenić trzeźwość. Pozostawanie Prymasa przez całe życie w całkowitej abstynencji alkoholowej pomaga mi w zachowaniu swojej abstynencji w dobrym, bo z Nim towarzystwie.

W czasach kawalerskich na pewnym obrazku z dzieckiem przeczytałem powiedzenie Prymasa: ”Dzieci są największym skarbem rodziców.” Z trudem, wtedy bez powodzenia, próbowałem to zrozumieć. Teraz, jako mąż, ojciec i dziadek nabrałem trochę rozumienia, że w tym powiedzeniu jest wielka mądrość, szacunek i wsparcie Prymasa dla małżonków, rodziców i dla dzieci, do rodziny.

Od bpa Bronisława Dembowskiego, mojego wykładowcy historii filozofii na ATK oraz opiekuna grup odnowy w Duchu Świętym w polskim Kościele wiem jak  Prymas odniósł się do możliwości powstania pierwszej takiej grupy modlitewnej, nazwanej potem „Maranatha” w Warszawie przy ul. Piwnej Odważnie i ufnie dał błogosławieństwo i zalecił roztropność.

Kilka razy byłem jakby w letniskowym domu Prymasa w Choszczówce. Byłem tam na spotkaniach formacyjnych najpierw z grupą modlitewną a potem ze wspólnotą neokatechumenalną. Kiedy pierwszy raz tam byłem i dowiedziałem się, że dom został wybudowany na specjalne życzenia Prymasa to z ciekawością i przejęciem oglądałem jego prosty, skromny wygląd w stylu podobnym do góralskiego. Dom w lesie, w ciszy. Klucze na nocleg i do kuchni dostawaliśmy od gospodyni domu, zakonnic z Instytutu, który założył Prymas.

Kiedyś wybrałem się na spotkanie ekumeniczne z amerykańskim baptystą sławnym kaznodzieją pastorem Billem Grahamem w kościele przy placu Grzybowskim. Po wejściu do kościoła napadła na mnie wątpliwość i niepokój czy moje przyjście na to spotkanie jest błędem. Bardzo niewiele wiedziałem o tym sławnym na świecie chrześcijaninie ewangelizatorze, nie katoliku. Przejęty do głębi w kościele prosiłem Boga o światło zrozumienia czy nie zablądziłem.  Nagle przyszło do mnie oświecenie z myślą: Skoro prymas Wyszyński dał zgodę na jego przyjście i głoszenie słowa Bożego w tym naszym katolickim kościele to ja nie zbłądziłem. Poczułem pewność, że zgodę i zaproszenie dał mu Prymas i tutejszy proboszcz. W głębi siebie usłyszałem o Billu Grahamie: ”To jest Mój sługa. Ufaj.” Zaraz ustąpiła ze mnie wątpliwość i niepokój. Poczułem ufność, uspokojenie, otwartość na spotkanie i na słuchanie słowa Bożego głoszonego przez tego niezwykłego gościa. Kiedy go słuchałem miałem w sumieniu potwierdzenie, że mówi on z Bożego Ducha i nic nie słyszę, co budziłoby moje wątpliwości czy niezgodę.

W 1981 r. byłem na Mszy pogrzebowej Prymasa na pl. Zwycięstwa, obecnie pl. Piłsudskiego, tam gdzie pierwszy raz była Msza z papieżem Janem Pawłem II. Było nas bardzo dużo.  Z przejęciem żegnałem Prymasa jako wielkiego Polaka i gorliwego duszpasterza nas, jego owiec, Jego dzieci.

Przed chwilą z książki podarku „Wszystko postawiłem na Maryję” przeczytałem przemówienie Prymasa do Ojców Paulinów pt. „Cuda Boże przez Maryję.” Było to zaraz po wyborze kardynała Wojtyły na papieża. Prymas przytoczył słowa kardynała Hlonda: ”Walczcie pod opieką Matki Najświętszej. I walczcie, Drodzy moi! Bóg dał Wam, bowiem przedziwną łaskę.” Przy wyborze papieża z Polski pisze  o związku tego wyboru z Maryją: „ Ona zwyciężyła.”

Przez parę lat co jakiś czas nurtowała mnie postawa Prymas do Maryi wyrażona w Jego powiedzeniu: ”oddania siebie w niewolę Maryi.” Narzucało mi się jako kontrastujące z wolnością w miłości. Po moim zbliżeniu się do Maryi jako mojej Mamy, po pewnym doświadczeniu Jej miłości do mnie, po pewnym oddaniu siebie Jej odkrywam sens miłości ofiarnej, całkowitej, dojrzałej trafnie wyrażony w tym powiedzeniu. W powiedzeniu, które wyraża niezwyczajną miłość miedzy Prymasem a Maryją. Relacja życiowa między tym synem i Matką. Nieco przybliża mi to zapis w Piśmie Swiętym o Jezusie, który w wieku 12 lat po pielgrzymce bez opowiedzenia się rodzicom pozostał w świątyni zamiast wracać z nimi do domu. A po odnalezieniu Go „był im poddany.” To „poddanie” wydaje mi się bliskie  prymasowemu „oddania się w niewolę.” Pewnie tym samym było Jana Pawła II: ”Cały Twój, Maryjo”.

Jakże to pokorne, prorocze, z mocą wiary przemówienie, przesłanie Prymasa dla mnie, dla wielu z nas.

Pomału uświadamiam sobie, że Prymasowi Wyszyńskiemu zawdzięczam jako Polak i jako katolik niesamowicie wiele. Nie potrafię dość dobrze opisać jak bardzo wiele. Jakaż inna byłaby Polska bez Niego. I ja nie byłbym tym kim jestem i  jaki jestem. Pewien jestem, że ocalał bardzo wiele żywotności naszego Kościoła katolickiego. I ocalił bardzo wiele naszego polskiego życia narodowego i państwowego. Wytrwale i rozważnie wprowadzał dobre zmiany w naszym Kościele oparte o II Sobór Watykański. Poważnie przyczynił się do powstania, rozwoju i zachowania życia ruchu i związku Solidarności oraz do odrzucenia niewoli zarazy komunistycznej.

Słusznie mówi się o nim: ”Prymas tysiąclecia.” „Przeprowadził Kościół w Polsce przez morze czerwone.” ”Niekoronowany król Polski.”

Wszyscy, bez wyjątku, starsi i młodsi Polacy i chrześcijanie bardzo wiele dobrego Mu zawdzięczamy. Także Polacy niechrześcijanie. Bez Jego mądrej, odważnej pracy i walki o wolność Polski i Kościoła, przecież walki umysłowej i moralnej o nas, o wiele gorzej by nam się żyło. Być może niektórzy z nas, prześladowani i osłabieni przez wrogów już nie żyliby. Być może, z pewnością, niektórzy z nas młodych, kochani przez rodziców, z powodu niewoli komunistycznego imperium zła nie mogliby przyjść na ten nasz świat.

Zdaje mi się, że dobrym zadaniem życiowym każdego z nas jest odszukać co dobrego z owoców swojego świętego życia dał mi, dał nam Prymas, co już przyjęliśmy od Niego, co jeszcze czeka na przyjęcie i pomnożenie z mądrej troski o siebie, o nas, Jego Bożych dzieci, Polaków.

Chwała Bogu za Prymasa Wyszyńskiego! A Jego modlitwa wstawiennicza niech codziennie nas wspomaga przy otwieraniu serca i umysłu każdego z nas na Jego dzieło, dar dla nas.

Autor: Edward Dziduch